Od słynnego procesu Larsa Ulricha z Napsterem ponad 20 lat temu w muzycznych kuluarach poruszany jest temat rozliczeń za formaty cyfrowe muzyki.
Wiadomym było, że rozszerzające się na początku wieku piractwo będzie musiało zostać ukrócone. W naturalny sposób budziło to niesmak artystów i wytwórni płytowych, gdy obserwowali, jak tysiące nagrań krąży po sieci, nie przynosząc im za to ani grosza.
Szukano rozwiązań w postaci opłat za cyfrowe wersje utworów, jak na iTunesie czy Bandcampie. Jednak to serwisy streamingowe, takie jak Spotify, Tidal czy Apple Music, zdominowały rynek dystrybucji muzyki.
Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ zaoferowały coś niesamowicie wygodnego. Posiadacz konta ma dostęp do całej biblioteki serwisu, co oznacza, że nie musi wkładać wysiłku w budowanie kolekcji nagrań, których będzie mógł słuchać.
Ma również czyste sumienie, ponieważ wie, że artysta dostaje wynagrodzenie za każdy pojedynczy odsłuch jego utworu.[...]