Jeden z pierwszych punków i skate’ów w Polsce – Zygzak Chojnacki o rewolucji, buncie i wolności

Krzysztof Szyc (KS): Rozmawiamy w Domu Studenckim Riviera. Pod nami piętro niżej mieści się Klub Remont, który w latach 80 był głównym koncertowym miejscem na mapie stolicy. Sami graliście tutaj wielokrotnie. Jesteśmy w tym samym miejscu 40 lat później. Jak wspominasz tamte koncerty?
Zygzak Chojnacki (ZC): Nasz pierwszy koncert w klubie Remont się odbył jakoś w październiku lub listopadzie 1981 roku i wywołał bardzo duże poruszenie. Cała zgromadzona publiczność oszalała wtedy na punkcie TZN Xenny, ponieważ może za bardzo nie umieliśmy grać, ale za to mieliśmy dobry wygląd. Chuliganiliśmy na scenie, ludzie nas częstowali wódką. Ogólnie była to taka jedna wielka rozróba. I wtedy nagle wszyscy krzyknęli, że wow, to jest Xenna, to jest super kapela. Taka stuprocentowo punkowa.
KS: Skąd u Ciebie pojawił się pomysł by założyć zespół. Jak ten punk do Ciebie dotarł?
ZC: Mój kontakt z punk rockiem się zaczął wtedy, jak w chyba 1978 roku kupiłem sobie polską deskorolkę i zacząłem jeździć na Stadion Dziesięciolecia. Tam spotkałem dwóch pierwszych punków, którzy później zostali moimi kolegami. Wracając ze Stadionu Dziesięciolecia, w tramwaju zobaczyłem napisane na siedzeniu sprayem słowo „punk”. No i powiem Wam, że to było wielkie kozactwo, dlatego że wtedy nie było sprayi w sklepach. Jak poszedłem do Technikum Fototechnicznego zacząłem ludzi z klasy się pytać czy coś wiedzą na temat punk rocka. I kolega, jak się później okazało, autor jednych z pierwszych zdjęć zespołu Poland, Kazika Staszewskiego Sergiusz Kornatowski przyniósł mi kasetę z zespołem Sex Pistols.
KS: No i wtedy już musiało pójść.
ZC: Tak, oczywiście. Jak wysłuchałem płyty „Never Mind the Bollocks”, to się poczułem jakby mnie ktoś młotkiem w łeb walnął, ale chciałem wysłuchać jeszcze raz. Trzeci, czwarty i tak w kółko. No i to mi zmieniło życie. Zacząłem później szukać koncertów, bo już działały tutaj w Warszawie zespoły takie jak Fornit, Atak czy Tilt. Spotkałem tych dwóch skate’ów, którzy ze mną jeździli desce. W pewnym momencie stwierdziłem, że skoro to jest taka otwarta formuła, że każdy może mieć zespół, no to go założyłem. Znalazłem sobie kolegów, rówieśników lub trochę młodszych, którzy posiadali jakieś wstępne umiejętności grania na instrumentach, bo ja nie gram na żadnym, więc zostałem wokalistą i tak w dniu 1 sierpnia 1981 roku wymyśliliśmy nazwę TZN Xenna, która teraz wielu bardziej się kojarzy z lekiem na przeczyszczenie. No my też może byliśmy lekiem na przeczyszczenie, ale mózgu.

KS: Była między zespołami rywalizacja, czy jednak współzawodnictwo na rzecz budowania wspólnej subkultury?
ZC: Wiesz co, ja nigdy nie miałem sobie czegoś takiego, bo traktowałem punk rock jako taką wspólnotę, zresztą zespół powstał nie dla kariery, tylko po to, żeby integrować środowisko, tak jakby to było naszym celem. Nigdy do tego nie podchodziłem na zasadzie rywalizacji, dlatego też nie braliśmy udziału nigdy w żadnych konkursach, bo to w ogóle jakieś było chore, że zespoły się ścigają, kto jest lepszy, kto fajniej gra. Oczywiście zespoły ze sobą współpracowały, ale w pewnym momencie zauważyłem, że niektórzy zaczynają konkurować. Próbują, wiesz, wybić się. Taką drogę wybrali, a więc niech to robią. Ja nigdy nie miałem jakiś żali, że nie poszedłem tą drogą, bo nie chciałem nią iść. Moja droga była przy załodze, z ekipą i to było dla nas najbardziej istotne.
KS: W tamtym czasie powstawało bardzo dużo zespołów punkowych. Pamięta się jednak tylko garstkę, wiele z nich przepadło. Jak myślisz, co Was odróżniało od innych zespołów, że ludzie was zapamiętali?
ZC: Gdybyś sobie popatrzył na nasze zdjęcia z lat 80, to z perspektywy czasu można powiedzieć, że byliśmy w zasadzie jednym z pierwszych zespołów o tak wyrazistym imidżu. U nas na basie grał kolega, który wyglądał jak Sid Vicious. Wypisz, wymaluj, po prostu kalka. Zespół sam sobie robił ciuchy. Ja miałem na przykład 11 kolczyków w uszach i jak na rok 82 to myślę, że to było tu bardzo dużym, że tak powiem, szokiem społecznym. Poza tym kluczowa była nasza bezkompromisowość, takie niegodzenie się na kompromisy, które nam nie pasowały. Dlatego nie grywaliśmy na żadnych festynach rockowych, bo to nie było naszym celem. My byliśmy zespołem dla załogi. Tak w skrócie to można powiedzieć, że my byliśmy punkami grającymi swoją muzykę, a nie muzykami grającymi punk rock. I to jest ta różnica, my byliśmy częścią załogi.

KS: Co było impulsem do reaktywowania zespołu?
ZC: Wiesz co? Ludzie. Jak byliśmy młodzi, żyliśmy w systemie, w którym lepiej było za dużo nie mówić o sobie. I tak w 2010 roku zostałem zaproszony, do bycia konferansjerem na pierwszym festiwalu Rock na Bagnie. Poznałem tam mnóstwo ludzi z Podlasia, którzy właśnie zaczęli się otwierać. Zaczęli mówić, jak bardzo ważna dla nich była TZN Xenna. To wtedy mi przyszła taka refleksja, żeby zrealizować zespół jako podziękowanie dla tych osób. Za to ciche wsparcie, które zawsze mieliśmy, ale nigdy o nim nie wiedzieliśmy.
KS: W takim razie, jakie to uczucie nagrywać pierwszy pełnoprawny album („Dziewczyny w pogo” z 2012 roku) ponad 30 lat od założenia zespołu?
ZC: Zespół TZN Xenna w zasadzie nie pozostawił po sobie żadnej jakiejś schedy, oprócz legendy, zdjęć i kaset. Żadnych tam wielkich płytowych poza singlem i dwoma utworami na składance Tonpressu. Więc moim planem było żeby dokończyć to, co nie zostało dokończone, czyli nagrać w studio chociaż część tamtych utworów, żeby one miały porządne, studyjne wersje. Wiesz co, to bardzo ciekawe pytanie, bo ja to już nagrywałem jako dorosły człowiek i już mam od dłuższego czasu opanowane emocje. Przychodzi w życiu taki moment, kiedy dorastasz, dorastasz i nagle łapiesz dystans do tego wszystkiego. Na pewno się cieszyłem, ale nie mam jakichś wiesz, specjalnych tam wspomnień. Po prostu fajnie, że nareszcie nagrywamy płytę, wiesz…
KS: Są plany na nowe wydawnictwo? Ostatni album ukazał się ponad 10 lat temu.
ZC: Po reaktywacji wydaliśmy rok po roku najpierw „Dziewczyny w pogo, później „Czart PRL-u” a później zrobiła się długa przerwa. Mieliśmy różne personalne problemy w zespole, jak to w życiu, nie wszystko zawsze się dobrze układa. Aktualnie, doszliśmy do takiego etapu, że mamy już ustalony skład, gramy na dwie gitary, gramy dużo szybciej, tak jak w tym 85-86 roku. No i teraz mamy ambitny plan nagrać wreszcie płytę, tym bardziej, że my mamy sporo nowych utworów, które są grane koncertowo, ale nie są nagrane w studio. Dochodzą nowe utwory, także myślę, że mam nadzieję, że wreszcie nagramy tę płytę, zanim to się wszystko rozpierniczy.
KS: A jak patrzysz na scenę punkową współcześnie?
ZC: Oj, to jest bardzo ciężki temat, dlatego że punk rock jako formuła bez formuły dla wielu ludzi może znaczyć zupełnie coś innego. Dla mnie na punk rock to jest niczym nieograniczona wolność twórcza. Po prostu. Nie liczysz się z cenzurą i z nikim. Robisz to, co chcesz robić. Ja i moi koledzy pieniądze na życie czerpiemy z innych pokładów, a nie z produkowania komercyjnych piosenek, które będą się wszystkim podobały. Wiesz, scena jest przeróżna, bo jest też np, prawicowa scena i oni też tam grają punk rocka i w zasadzie ten punk rock to już wycieka z każdej dziury i jest go mnóstwo i tak jakby nie można określić, który jest prawdziwy, bo tak jak powiedziałem, to jest formuła bez formuły.